Dawno, dawno, bardzo dawno temu… no dobra – wczoraj, miałam ciekawy i pełen wrażeń dzień. Swoją drogą zastanawiam się, czy jestem wybrańcem, człowiekiem obdarzonym szczególną pierdołowatością, czy to norma i każdego z nas spotykają w życiu sytuacje godne opisania w kolejnej części przygód Bridget Jones?  Wczoraj, gdy otworzyłam oczy, nic nie zapowiadało, że dzień potoczy się jakoś szczególnie. Ok, jedna rzecz była inna… Chwilę mi zajęło zanim mój mózg przetworzył, że tym razem nie zmierzam w stronę światła a to po prostu słońce przedziera się przez szparę między zasłonkami i próbuje wypalić mi dziurę w świeżo otwartym  i starającym się ogarnąć sytuację oku. 

WhatsApp Image 2017-09-25 at 21.56.29

Miesiąc temu zaczęła się jesień (pora deszczowa, ślimaki, zimne dni i te sprawy), a tu taka niespodzianka – słońce! Więc szczerze przyznam, że było to trochę mało prawdopodobne. Sen czy jawa? Pomału obróciłam się, by ostatecznie się przekonać jak sprawa stoi. Koło mnie dalej spał mój mąż –  wszystko stało się jasne 😉 Pełna energii zaczęłam dzień! Śniadanie, obiady i te sprawy. Na dworze było cudnie – taka piękna polska złota ciepła jesień, tylko, że w Anglii. Wypiłam kawę w ogrodzie, skosiłam pierwsze plony w postaci papryczek chili, dobra jednej, – ale będzie ich dużo więcej.  

Dzień wcześniej mieliśmy tzw. czyszczenie lodówki. Większość z was jak nie wszyscy, dobrze to znacie. To ten czas kiedy wychodzą najlepsze (czasem najgorsze) dania, kiedy kuchnia fusion jest wam tak bliska, że zastanawiacie się czy nie powinniście iść do TVN- u zademonstrować Magdzie Gie swoje umiejętności. Następnego dnia, w lodówce czystki jak w głowie na egzaminie więc jazda do sklepu. Pojechałam. Ostatnim i ostatecznym postojem okazał się Lidl. Nawiasem mówiąc, to tęsknię za tym w Polsce. Ten tutaj jest duuuuużo gorszy. Asortyment jest bardziej dostosowany pod mieszkańców – mniej zieleni, więcej mrożonek i lodówek, ale mniejsza z tym. Zadowolona zrobiłam zakupy, podjeżdżam wózkiem pod auto… Nie wiem co mnie podkusiło, że otworzyłam jedynie bagażnik, który po zamknięciu się zatrzaskuje, a reszta auta jest dalej zamknięta. Tak więc po otwarciu bagażnika, zaczęłam układać zakupy, a że kluczyki trzymałam w ręce a portfel i telefon mi przeszkadzały to wszystko położyłam również w bagażniku. Pakowanie zakupów było chyba tak absorbujące, że pochłonęło wszelkie zasoby mojego mózgu, bo innego wyjaśnienia dla dalszego rozwoju akcji nie mam. Zadowolona z siebie odstawiłam obok wózek i poszłam zamknąć bagażnik. Chwyciłam i pewnym ruchem pociągnęłam w dół. Gdybyście widzieli moją twarz, gdybym ja widziała swoją twarz… Wszystko działo się dla mnie jak w zwolnionym tempie. Ciągnąc w dół zobaczyłam kluczyki leżące w bagażniku. Znacie to uczucie, jak coś robicie, nie ma odwrotu, sprawa jest przegrana a wy właśnie sobie to uświadamiacie. Tak było ze mną. Widziałam już jak zostaje bez auta, bez telefonu, bez dokumentów, z jednym funtem z koszyka na drugim końcu miasta i bez żadnych opcji. Chyba ta myśl skłoniła mnie do bardzo ryzykownego a na pewno bardzo bolesnego posunięcia. W ostatnich sekundach podłożyłam rękę! O tym, że jestem Polką dowiedzieli się chyba wszyscy znajdujący się w pobliżu 100m, zakładając, że znają nasze główne przekleństwo. Na moje szczęście okazało się, że kości mam bardzo mocne i nie są puste w środku jak inne części mojego ciała… Po wnikliwej ekspertyzie mojej i Pani obok,która musiała widzieć całą sytuację i ekspresowo podbiegła, moja ręka była tylko/aż DOTKLIWIE stłuczona.

Wróciłam do domu z myślą, że zaraz usiądę w fotelu i zrobię sobie herbatę. Oj nie! Za to heroiczne posunięcie usiądę  z lampką wina i miło spędzę końcówkę popołudnia. Niestety chwilę później okazało się, że zapomniałam zabrać z domu kluczy, a nikogo w nim już nie było.  Jeszcze się trzymałam, anestezjolog byłby dumny z pulsu. Do pełni nieszczęścia brakowało tylko, by w tle leciały Elektryczne Gitary ze swoim „a miało być tak pięknie”.

WhatsApp Image 2017-09-25 at 21.56.02

Po upływie kilku minut, w mojej głowie zmienił się status ilości wina jaki chciałam spożyć, butelka wydawała się najsłuszniejszą już opcją. Siedząc w samochodzie, coś mnie tknęło! Przecież miałam schowany zapasowy klucz!!! Byłam z siebie tak dumna jak wtedy, kiedy odgadywałam najwyżej punktowaną przez ankietowanych pozycję w Familiadzie. Oczywiście klucz ten był schowany przez przypadek. Ponad miesiąc temu zostawiliśmy go koledze, który miał się u nas zatrzymać zanim wrócimy z pracy.  Koniec końców kolega nie przyjechał a ja o kluczu zapomniałam… Kto by sobie pamięć zapychał takimi pierdołami? Trzeba mieć w niej miejsce, na ważniejsze rzeczy. Nigdy nie wiadomo kiedy nadarzy się idealna okazja, by wypomnieć mężowi co przeskrobał 3 czy 5 lat temu (ze szczegółami). 

WhatsApp Image 2017-09-25 at 21.56.45

 

 

 

Chyba nie muszę Wam pisać jak skończył się ten dzień, kiedy w końcu weszłam do domu. Na całe szczęście, już bez nowych przygód, szczęśliwa i  w bardzo dobrym nastroju czekałam na Mata aż wróci z pracy ☺

Sylwia K.

0 komentarzy

  1. Oj ile razy myślałam, że wszystko się na mnie uwzęło. Widzę że nie tylko ja mam takie dni :/ Uff najważniejsze, żeby dobrze się kończyły, co się zawsze się zdarza niestety. Haha no bądźmy pozytywnej myśli 😉 Dzięki za ten wpis ;)!

    Ilona